środa, 6 maja 2015

43. Warsaw Collegiate Shag Festival 2015 - moja relacja

Pierwszy w Polsce festiwal poświęcony w całości tańcowi Collegiate Shag właśnie przeszedł do historii. O tym czym jest sam taniec oraz jak to się stało, że zawędrował do naszej słowiańskiej krainy przeczytacie na oficjalnym blogu Studia Tańca Swingowego SWINGOUT.PL. To co najciekawsze w tej historii, to fakt, że polska scena tego tańca istnieje w zasadzie od … końca sierpnia 2014 roku – wtedy to po raz pierwszy odbyły się warsztaty w Arnasem i Egle z Wilna.

Shag’owa gorączka dopadła nas na całego! Już dwa miesiące po pierwszym zetknięciu się większości z nas z tym tańcem, zdobyciem „delikatnej” wiedzy i opanowaniem podstawowych kroków, wybraliśmy się pokaźną (20+) grupą do Barcelony, na BCN SHAG Festival (o którym pisałam w tym poście), aby móc spotkać się z prawdziwymi gwiazdami i ambasadorami tego tańca na świecie – Stevenem i Chanzie z Los Angeles. Warsztaty oraz cały wyjazd był niesamowitym doświadczeniem, który tylko dodał nam wszystkim skrzydeł i zawzięcia w trenowaniu tego, bądź co bądź, specyficznego (czyt. kreskówkowego) tańca.


Rodzina shag’owych  entuzjastów powiększała się z miesiąca na miesiąc. Nierzadko zdarzało się tak, że przebieraliśmy nogami na naszych coniedzielnych potańcówkach w DZiKu, niecierpliwie czekając na utwór do którego w końcu będzie można zatańczyć Collegiate Shaga. Wszystko pięknie …

Jednak prawdziwa euforia wybuchła pewnego (nie jestem pewna czy akurat słonecznego) dnia, gdy na stronie SWINGOUT.PL pojawiła się oficjalna informacja: W dniach 1-3 maja odbędzie się pierwszy w Polsce „Warsaw Collegiate Shag Festival”. WOW !!!!

Logo Warsaw Collegiate Shag Festival 2015
Źródło: http://warsawshag.com/pl/
Tego posta piszę we wtorkowy wieczór, w dalszym ciągu na potężnej dawce endorfin po mijającym weekendzie. Śmiało mogę powiedzieć, że to był jeden z moich najlepszych weekendów w ostatnim czasie. Pomimo odparzonych stóp pełnych odcisków, startych trampek i hektolitrów wylanego potu … zaraz, zaraz - to właśnie dzięki temu ten weekend wzniósł mnie gdzieś wysoko w chmury i obecnie tam zostaję :)

Ze swojej strony zapamiętam ten festiwal za te szczególne momenty:
  • Warsztaty ze Stevenem i Chanzie oraz Arnasem i Egle. POTĘŻNA porcja nowego materiału, inspirujące porady i wskazówki, dużo śmiechu, ale i wyciskania z nas siódmych potów. Po 8 godzinach samych warsztatów człowiek, aż czuje, że żyje. Ale to tak serio.
  •  Debiut Warsaw Shag Team. Miałam ogromną frajdę z uczestniczenia w tym projekcie. W ciągu miesiąca udało nam się skleić dwuminutową choreografię i "tłuc" ją w każdym możliwym momencie. Jeszcze dużo pracy przed nami w dojściu do perfekcji, ale satysfakcja (zwłaszcza dzięki uśmiechom i gratulacjom od naszych festiwalowych instruktorów) była ogromna!



  • Sobotnie popołudnie pełne wrażeń i kręcenie ujęć do filmiku "I Collegiate Shag Warsaw". Prawdziwy nowoorleański jazz na Trakcie Królewskim, czyli tańczenie na ulicy Nowy Świat do wspaniałych muzyków, którzy przyjechali z Berlina i Nowego Orleanu.

  • Piątkowa i sobotnia impreza w Skwerze. Muzyka na żywo, jam circle oraz konkursy w których to co wyprawiali nasi warszawscy tancerze przechodziło najśmielsze oczekiwania (Piotrek Kwast - chapeu bas. Tak Gachy, o Was też piszę !!). No i oczywiście koncert zespołu Dizzy Birds z Berlina. Rozpłynęłam się permanentnie. 

  • Niedzielna impreza zamykająca w Plażowej przy moście Poniatowskiego. Spontaniczny koncert gościnnych muzyków oraz naszych chłopaków. Niby wszyscy już opadnięci z sił, niedospani, ale na parkiecie zawsze 100% do końca. 


Dzięki Wielkie Wszystkim, którzy przyczynili się do organizacji tego wydarzenia, za te 3 dni przepełnione radością, inspiracją, nowymi przyjaźniami oraz świetną zabawą. Ja już nie mogę się doczekać kolejnej edycji. Ale nie myślcie sobie, że zwolnimy tempa ... Shagowa gorączka rozprzestrzeniła się tu na dobre!


Aleksandra